Nie rozumiałam tego. Zawsze wystarczało po prostu „dziękuję”. Aż nadszedł moment, kiedy nie wystarczyło. Zrozumiałam, że nie potrafię wyrazić mojego podziękowania.
Bo jak mogę ująć w słowa wdzięczność, która nie ma granic? Ile razy mogę do słowa „dziękuję” dodać „bardzo”? Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję, a może – dziękuję bardzo, bardzo, bardzo?
Mogę spróbować jeszcze tak: dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję. Lepiej? Chyba nie …
Chwile, kiedy usta mówią tak mało wobec tego, co chciałoby powiedzieć serce. Poczułam, że sama naprawdę niewiele mogę, że jestem całkiem malutka, bo w niektórych momentach wdzięczność przerasta moją zdolność jej wyrażenia. I właśnie wtedy proste dziękuję ze ściśniętym gardłem zamieniło się w „Bóg zapłać”. Zapłać Boże temu człowiekowi błogosławieństwem, otocz go opieką. Za jego wielkie serce, za dobroć, za mądrość, którą mnie ubogacił. Daj mu siłę i liczne łaski.
Podziękuj w moim imieniu. Nie za mnie, ale ze mną.
To „Bóg zapłać” ułożyło się w modlitwę…