Bóg nie patrzy na godzinę

Wierzę, staram się wypełniać przykazania, próbuję kochać bliźniego, modlę się – no dobrze, staram się modlić regularnie. Chcę być dobra i chociaż czasem jest ciężko,
to próbuję wciąż od nowa. Wiem – stale upadam, ale patrzę na Niego i Jego drogą chcę iść. Przepracowałam nawet sama ze sobą temat mojej i Jego woli. I już wiem, że chcę żeby to On kierował moimi krokami i żeby prowadził mnie tam, gdzie jestem potrzebna – zgodnie z Jego planami. Naprawdę staram się żyć tak, jak On chciałby, żebym żyła. Dlaczego? Dlatego, że Go kocham, czy dlatego, że boję się Jego „niekochania”?

Mówią, że problem współczesnego chrześcijaństwa polega na tym, że wciąż staramy się zasłużyć na miłość Boga. Tak, to chyba prawda. Staramy się być „grzeczni”, żeby zapracować na to uczucie. Ja też się staram, żeby mnie nie potępił i nie odrzucił zamykając bramy swojego domu. Ja też wciąż myślę, że są chwile, w których nie zasługuję na Jego miłość. A może nawet odwrotnie – tylko czasami są momenty, w których zasługuję.
Wciąż obiecuję poprawę, a chwilę później odwracam się do Niego plecami, albo wykłócam się o moje racje. Jak więc można mnie kochać? Taką słabą, zbuntowaną a czasem nieufną?
A jednak… On kocha i to zupełnie bezwarunkowo. Kocha pomimo wszystko i wbrew wszystkiemu. Kocha prawdziwie. Na Jego miłość nie da się zasłużyć. Ona była, jest
i będzie.
Tak, Bóg kocha i jest niesłychanie miłosierny. Czasem w mojej logice aż za bardzo. Przebaczył łotrowi, przebacza najgorszemu łajdakowi nawet na łożu śmierci. Całe życie można przeżyć żyjąc po swojemu, a w ostatniej chwili powiedzieć „przebacz, żałuję” i On
to przyjmie. Przygarnie tak, jak tego, kto całe życie modli się na kolanach. Zupełnie jak
w przypowieści o pracownikach winnicy (Mt 20,1-16). Tyle samo za pracę dostanie ten, który przyszedł pracować o świcie i ten, który dołączył dużo później. Dziwne i jednak czasem trudne do przyjęcia dla mnie, dla nas, ale Bóg słowami właściciela winnicy może powiedzieć „Przyjacielu, przecież Cię nie skrzywdziłem”. Nie, nie skrzywdziłeś Panie,
ale czy to jest sprawiedliwe? Czy nie starałam się bardziej? Przyszłam przecież wcześniej…
Nie raz i nie dwa nad tym rozmyślałam. Ta Boża łaskawość jawiła mi się nawet, jako pewna niesprawiedliwość. Aż do czasu, gdy pomyślałam w taki oto sposób.

Kocham mojego syna. Bardzo. Gdyby nagle wydarzyło się coś, co oddaliłoby go ode mnie, czy przestałabym go kochać? Czy gdyby postanowił żyć beze mnie, to moje uczucia wygasłyby? Zdecydowanie nie. A gdyby postanowił wrócić, czy ważna byłaby godzina,
tego powrotu? Nieważna, kompletnie nieistotna. Mógłby przyjść w ostatniej mojej, czy jego chwili a i tak przyjęłabym go z otwartymi ramionami. Czy o świcie, czy w środku nocy wyrywając mnie ze snu – kompletnie nieistotne. Dlaczego? Bo kocham. I czekałabym na niego zawsze i wszędzie.
A gdyby odwrócili się ode mnie ludzie mi najbliżsi, przyjaciele? Pewnie próbowałabym kalkulować – kto, dlaczego i jak mam postąpić. Myślę, że serce wołałoby „przyjmij”,
a rozum stawiałby racjonalne warunki przebaczenia. I z tym czekaniem byłoby różnie.
A jeśli doznałabym urazy od obcych?  Zapewne byłoby jeszcze gorzej. Dlaczego?
Bo kocham ich wszystkich jakby mniej, jeśli w ogóle… Czy odwróciłabym się na pięcie? Zapewne. Może nawet wytłumaczyłabym sobie, że nie warto czekać, najlepiej się od nich odciąć, zapomnieć, wyrzucić z życia. Czasem to boli, ale mija. Taka ta moja miłość do nieprzyjaciół – chyba słaba. Kocham wybiórczo i stawiam warunki.
A Jezus mówił „Miłujcie się nawzajem” i „miłujcie swoich nieprzyjaciół”. Co by było, gdybym kochała wszystkich tak samo? Gdybym kochała taką miłością, jaką obdarzam moje dziecko?
No właśnie – Bóg kocha wszystkich TAK SAMO. Nie ma dla niego bliższych i dalszych krewnych i nie ma obcych. Jesteśmy Jego dziećmi, więc jak może nie otworzyć swoich ramion nawet po latach naszego milczenia czy wręcz buntu? Jak może odrzucić tych, którzy chcą wrócić? No jak, skoro kocha niewypowiedzianie mocniej niż ja?
Niektórzy nazywają to skandalem, ale to jest skandal miłosierdzia. Wreszcie to zrozumiałam. I nie chcę już mierzyć Boga swoją miarą i chcę w koncu uwierzyć w to,
że kocha za darmo.

Ten wpis został opublikowany w kategorii krok po kroku, czyli wszystkie wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.