Jedna mała nieważna zakrętka do plastikowej butelki. Sama niewiele znaczy i najczęściej ląduje w koszu a później na wysypisku śmieci. Ale jeśli dołączy do swoich kolorowych koleżanek ma szansę stać się cegiełką dobra. I już nie jest śmieciem. Jest odruchem serca, pomocną dłonią i nadzieją.
Tak, nawet ze śmieci można coś zrobić. Można komuś pokolorować świat i samemu uwierzyć, że nawet, jeśli nie stać nas (dosłownie i w przenośni) na wielkie gesty czy finansowe wyrzeczenia, to nasza zakrętka, tak jak jeden grosz może stać się górą złota.
Jechałam kiedyś pociągiem w gronie zupełnie obcych mi osób. Był upał i jak to zwykle bywa, właśnie on, jako czynnik pogodowy stał się zalążkiem pociągowego dialogu.
Każdy z nas, pasażerów trzymał w ręku butelkę jakiegoś soku, czy też wody.
Pierwsza z nich, po opróżnieniu wylądowała w koszu już w pierwszych minutach podróży. Sama, bez zakrętki. Pan, który ją wyrzucił zakrętkę schował do podręcznej torby. Ot taki wydawałoby się nic nieznaczący gest. Jednak pani siedząca naprzeciwko pochwyciła go
i już po chwili oddała panu swoją zakrętkę. Nawiązała się ciekawsza rozmowa. Tym razem dyżurny temat pogody został przełożony na inny czas, a może inny pociąg i zaczęliśmy dyskutować właśnie o zakrętkach, a właściwie o akcji ich zbierania. I co ciekawe, nie było wśród nas nikogo, kto nie słyszałby o tej akcji. Właściwie wszyscy byliśmy zgodni, co do tego, że jest ona dość użyteczna społecznie, bo niesie ze sobą przesłanie proekologiczne. Dzieci ale również dorośli uczą się segregacji śmieci, odpowiedzialności za środowisko. Różnorodność opinii pojawiła się dopiero w momencie, w którym padł argument przekazywania zakrętek na jakieś wyższe cele, jak to ma miejsce na przykład w przypadku zbiórki na rehabilitację niepełnosprawnego dziecka, wózek inwalidzki, czy podobnie działania. Jak wszyscy przyznali, cele szczytne. Pod wątpliwość poddana była natomiast prawdziwość tych działań, czyli to, czy faktycznie pozyskane w ten sposób pieniądze trafiają do wskazanych odbiorców. Czy doszliśmy do jakiś wspólnych wniosków? Do końca nie wiem, być może każdy został wierny własnym przemyśleniom, ale wszyscy, bez wyjątku oddali swoje zakrętki panu, dzięki któremu zaczęła się dyskusja na ten temat. A on zabrał je ze sobą, żeby później połączyć siły z innym panem lub panią, a w konsekwencji z większą grupą ludźmi zbierających te maleńkie nasionka dobra.
Ta podróż i ta rozmowa były dla mnie inspiracją do tego, żeby po raz kolejny przemyśleć jak to jest z tym dobrem. Skoro tak łatwo je tworzyć, dlaczego tak trudno się za to zabrać? Dlaczego tak często bronimy się, tłumacząc się sami przed sobą tym, że nas na to nie stać, że sami niewiele mamy, że gdybyśmy mieli więcej, że przecież wszystkim nie pomożemy. Prawda jest taka, że te wszystkie argumenty, to tak naprawdę wykręty. Chcemy dawać dużo, a nie potrafimy mało?
Żeby powstało dobro, nie trzeba być zakrętkowym potentatem, ale wystarczy ta jedna, którą mamy. Może stać się ona pomysłem, początkiem. A później workiem, górą zakrętek
i w konsekwencji realną pomocą dla tego, kto tej pomocy potrzebuje.
To tak jak z jednym malutkim groszem. Sam tak niewiele znaczy i niewiele może,
ale w pewnej akcji stał się górą grosza. Czego więc nam brakuje, żeby uwierzyć w tę górę? Może wyobraźni, żeby jej oczami zobaczyć owoce naszych malutkich działań?
Fenomen akcji zbierania zakrętek pokazuje, że tej wyobraźni na szczęście nie zabrakło twórcom przedsięwzięcia.
Moje wnioski? Właściwie mało odkrywcze – dobro ma niesłychaną moc mnożenia się. Trzeba tylko odważnie zacząć i wyobrazić sobie ile radości może dać komuś nasza mała zakrętka.