Marcelina kocha Anię. Jest z nią w związku i postanowiła powiedzieć o swoim nastoletnim uczuciu całemu światu przez Facebook’a. Otrzymała mnóstwo gratulacji i życzeń na nowej drodze życia. Nie było żadnego zdziwienia i nie było też słów wsparcia. Bo słowa wsparcia mogłyby być potrzebne wtedy, gdyby ten związek nie był akceptowany. A on jest.
Jest, bo dziś nie ma „niebezpieczeństwa” nieakceptacji, czy nietolerancji związków jednopłciowych. Społeczna „poprawność” nakazuje być przychylnym. Związki jednopłciowe nie szokują, co więcej, mam wrażenie, że panuje na nie wręcz moda.
Tylko, że jak odnieść się do deklaracji nastolatków, nastolatek, młodych ludzi, którzy jeszcze o miłości tak niewiele wiedzą?
Myśl o Marcelinie nie pozwala mi spać. Wiem, jak wielki jest głód miłości w jej życiu. Wiem, albo bardziej domyślam się jak bardzo pragnie kochać a przede wszystkim czuć się kochaną, bo nie dostała tej miłości, kiedy była dzieckiem i kiedy wchodziła w swoje nastoletnie życie. Nie doświadczyła bezwarunkowej akceptacji rodziców i już na samym starcie życia czuła głód, który potęguje się z każdym rokiem jej niedługiego życia.
Bo z miłością jest jak z głodem. Kiedy się pojawia, marzymy o jego zaspokojeniu. Budujemy w myślach obraz tego, co będzie naszym rajem, smakiem smaków, numerem jeden. Widzimy wymarzone potrawy, ulubione dania. Czujemy ich zapach i wiemy
jak będą smakowały. Chcemy piękna, kulinarnego zachwytu, zadowolenia i wiemy,
że wykwintne danie to jest to, co sprawiłoby nam nieopisaną, największą radość.
A kiedy różne przeszkody oddalają możliwość sięgnięcia po tę wymarzoną doskonałość, marzenia przybierają inny kształt. Nie czujemy już potrzeby zasiadania w królewskiej restauracji i nie czekamy na wymarzone rarytasy. Myśli i pragnienia przybierają prostsze formy, mniej wyszukane, a bardziej będące drogą ratunku dla naszych pragnień.
I kiedy w końcu nasze cierpienie mówi „dość” w panice otwieramy lodówkę i ratujemy się tak jak możemy, nie wracając do marzeń.
W poszukiwaniu miłości też szukamy idealnych smaków i doznań. Tylko, że wtedy, kiedy od najmłodszych lat wzmacniani jesteśmy miłością najbliższych, sprawa wygląda trochę inaczej. Nie grozi nam jej deficyt, choć czasem wydaje nam się, że potrzebujemy innej, większej, bajkowej…
Marcelina takiej miłości nie dostała. Wymarzona miłość należna dziecku zrodziła ból, który dziś trudno wynagrodzić. Długo czekała, a teraz szuka uczucia tam, gdzie wydaje jej się, że znajdzie. Szuka czegoś, co będzie jej, dla niej, zaborczo. I jeszcze nie wie, że miłość nie jest reglamentowana, że jej zasadą, wbrew matematycznej logice jest mnożenie przez dzielenie. Im więcej jej dasz, tym więcej jej będzie. Niekoniecznie dziś i teraz. Ale jeśli będziesz ją rozdawać, będziesz nią obdarzać innych, to nie zatrzymasz jej biegu.
Cóż – Marcelina szuka, ale nie rozdaje, bo nie dostała.
Okaleczona głodem i bólem dziewczyna ma dość czekania. Skrzywdzona i tak naprawdę zamknięta na uczucia, za wszelką cenę szuka miłości lub „miłości” takiej, jak ją sobie wyobraża. Ona nie czeka, ona rozpaczliwie bierze to, co wydaje jej się miłością.
Miłość uczy miłości przez samą swą obecność, a kiedy jej nie ma głód dyktuje własne warunki.
Dziękuję za ten tekst. Dużo znalazłam w nim treści dla siebie
To ja dziękuję ☺ za odwiedziny na blogu