Dzisiaj o pewnym zaskoczeniu. O tym, że nasiona rzucone w ziemię muszą mieć czas, żeby wyrosnąć. Trzeba cierpliwości i regularnego podlewania, a wtedy nawet jest szansa na owoce 🙂 .
Nasz Chłopczyk jest już właściwie zaopiekowany. Czysty, odkarmiony, ubrany i pod naszą uważną opieką. Został jeszcze jeden aspekt jego codzienności o który trzeba było zadbać – spowiedź.
Pytam więc:
– Słyszałam, że przyjąłeś ostatnio Komunię Świętą a dzisiaj nie. Może trzeba byłoby pomyśleć o spowiedzi?
– Nie, ja w myślach przeprosiłem Pana Jezusa i On mi już pozwolił przyjmować Komunię Świętą.
Hm…, temat delikatny. Trzeba rozmawiać bardzo ostrożnie, bo właściwie nic nie wiemy
o kontakcie Chłopca z Kościołem, o częstotliwości spotkań z żywą wiarą.
Kolejnego dnia próbuję jeszcze raz:
– Skarbie, kończy się rok szkolny, będziecie uczestniczyli we Mszy Świętej. Może spróbujemy przygotować Cię do spowiedzi?
– Nie trzeba, ja wszystko umiem. – I tu następuje szybka recytacja formuły spowiedzi.
– Cieszę się, ale do spowiedzi trzeba się przygotować, zrobić rachunek sumienia…
– Nie trzeba, a poza tym, byłem w niedzielę w kościele i już więcej nie idę.
Na pytanie dlaczego nie, pada odpowiedź najbardziej przewidywalna: ” Bo nie!”
Dwanaście lat życia niesie ze sobą mocne przesłanie: wiem co robię, jestem prawie dorosły, mogę decydować o tym co robię i czego chcę.
Po kilku dniach bardzo delikatnie próbuję raz jeszcze:
– Wiesz co to są grzechy i dlaczego tak ważna jest spowiedź? Właściwie dostaję satysfakcjonującą odpowiedź. Może damy radę…
Trochę rozmawiamy jeszcze o sumieniu i niestety nastolatek nie zmienia swej decyzji:
„Do spowiedzi i kościoła nie idę”.
Znowu mija kilka dni. I tym razem jakoś tak przy okazji wypływa temat spowiedzi. Właściwie jeszcze dobrze nie zaczęliśmy rozmawiać, a ja słyszę jak z ust Chłopca pada:
„W niedzielę idę do spowiedzi”. Łoł! Ale w dalszym ciągu nie potrzebuje rachunku sumienia.
Nie poddaję się jednak na kolejne nasze spotkanie drukuję pytania przygotowujące
do sakramentu pokuty. Po raz kolejny spróbuję.
Kartki leżą na biurku. Kiedy Chłopiec przechodzi obok, pada pytanie:
– Co to?
– Zobacz. – Czyta i oczywiście stwierdza, że to nie dla niego. Ale mimo wszystko pozwala, żebyśmy o tym porozmawiali. Tłumaczę, że pytania to tylko podpowiedź, że to tylko
dla niego, że nie musi pisać ani odpowiadać mi na nie. Słucha jak czytam kolejne pytania
i widzę, że w myślach odnosi je do swojego życia. Sukces? Może zostanę katechetką :)?
Czekam na spowiedź, ale już dzisiaj cieszę się jak dziecko, bo zobaczyłam jak zasiane ziarenko rośnie. Trzeba było tylko regularnie podlewać 🙂 .