(Łk 10,1-12.17-20)
Jezus wyznaczył jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch uczniów i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. […]
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: ”Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe duchy nam się poddają”. […] Oto dałem wam władzę stąpania po wężach
i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak
nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”.
Wróciło tylu ilu poszło. Dlaczego? Dlaczego nikt nie zdezerterował, nie stracił wiary,
nie zmienił zdania i nie wybrał własnej drogi? Bo wszystko się udało. Bo nawet złe duchy potrafili okiełznać. Powód do dumy i radości, motywacja na dalszą drogę. I super!
Ale czy o to chodzi?
Początkowy sukces bez wątpienia uskrzydla, jednak to nie on ma być powodem radości
jak mówi Pan. Cieszyć mam się nie z tego co tu i teraz, nie z tego, że pokonałam wroga,
że wypędziłam złego ducha. I nie z tego, że jestem taka w tym dobra. Nawet gdyby
tu i teraz nie udało się, to mam się cieszyć z tego, że moja droga i moje starania będą zapisane w niebie. Nagrodzona będzie wierność. Wierność posłania, wierność drogi .
A władza stąpania po wężach to bonus, który umacnia tę wiarę i wierność, tak przecież
po ludzku słabą.
„72+1” nie jest w tym przypadku matematycznym działaniem i nie jest ważna suma dodawania. „+1” to próba dołączenia do tych, którzy wytrwali w posłaniu. I próba wytrwania na tej drodze, którą przeznaczył mi Bóg.