„Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie”. Takimi słowami Pan Jezus rozpoczyna swoje nauczanie i takie też wybrzmiały w dzisiejszym czytaniu.
Nawracanie się jest procesem. Nie tylko ciągłym, ale również bardzo trudnym, narażonym na chwile upadku, zniechęcenia i niewiary. Dlaczego? Dlatego, że każda próba odwrócenia się od grzechu jest momentem, gdy szatan jeszcze bardziej zastawia sidła.
Nie godzi się na porażkę odrzucenia jego drogi i jego pokus.
Św. Ojciec Pio pisał o tym tak: „Niech cię nie dziwi i nie przeraża szaleńczy atak szatana, który odczuwasz wiele razy. On, jak wiesz, do śmierci będzie prześladował dusze, które nie będą chciały dać mu posłuchu, nie będą chciały mu ulec. Jego nienawiść staje się tym większa, im lepiej widzi, że wniwecz obracają się nadzieje na zdobycie tych dusz dla siebie”.
Stąd też tak trudno nawrócić się bez świadomości, że decyzję trwania w Bogu, w Jego miłości trzeba podejmować każdego dnia od nowa. Czy jesteśmy do tego zdolni, czy znajdziemy w sobie dość siły? Odpowiedź na to znajdziemy również w słowach Ojca Pio: „Nie trzeba się niczego lękać, bo Pan nie opuści nas i nie dozwoli, by nad nami panował szatan. Bóg jest wierny i nie dopuści do tego, by pokusa była mocniejsza od naszych sił”.
Wobec takiej nadziei potrzeba więc przede wszystkim naszej woli zmiany, woli nawrócenia. Bo nikogo Bóg na siłę nie przemieni. I warto pamiętać również o tym, że wezwanie, które kieruje Pan Jezus dotyczy mnie. Oczywiście dotyczy też mojego brata, sąsiada i politycznego oponenta, ale ja mam nawracać przede wszystkim siebie, nie ich. Owszem, moja postawa i moje świadectwo mogą być przyczyną nawracania się innych, ale to od siebie mam zacząć.
I na sobie doświadczyć trudu ciągłego doskonalenia się w moich powrotach, żeby
z rozumiejącą miłością móc pomagać innym. Nie siłą, naganą czy wyższością ale właśnie miłością.
Był taki czas, gdy usiłując zmieniać postępowanie innych, ich złe (według mnie) nawyki usłyszałam: „spróbuj najpierw zmienić siebie”. Spróbowałam. I ze zdumieniem odkryłam, jak wielką sprawia mi to trudność, jak wiele razy upadam i się zniechęcam. Jeśli więc nie potrafię zmienić samej siebie, to jak mogę wymagać tego, żeby ktoś zmienił się pod moim wpływem? Jeśli sama nie będę się nawracać, to jakim prawem mam nawracać innych? Jedynie moje świadectwo i moje nawracanie się może stać się początkiem nawracania się innych. Zawsze jednak musi być to osobista decyzja każdego z nas.