Jest taka chrześcijańska piosenka, której fragment wybrzmiewa w słowach: „Jak rozpoznać mam Chrystusa, gdzie Go szukać mam?”. Odpowiedź przynoszą kolejne zwrotki: w kościele, w modlitwie. Ewangelia wg Św. Łukasza, a właściwie jej krótki wycinek (2,22-32) to też odpowiedź na pytanie zadane w tej piosence. I co ważne – taka sama.
Święty Łukasz opowiada nam o dniu, w którym Maryja i Józef wybrali się do świątyni,
aby zgodnie z literą prawa i zwyczajem przedstawić swojego syna Panu oraz złożyć ofiarę. Skąd wziął się ten zwyczaj?
Z historii wyjścia Izraelitów z Egiptu, z kraju który w pewnym momencie stał się dla nich miejscem niewoli i okrutnych prześladowań. Kierowani przez proroka Mojżesza i jego objawienia, z polecenia Boga chcieli opuścić to miejsce. Jednak ówczesny władca, mimo próśb nie godził się na ich uwolnienie. Bóg zsyłał więc kolejno na naród egipski dziesięć plag. Żadna z dziewięciu nie skłoniła faraona do zmiany zdania. Dopiero dziesiąta – śmierć wszystkich pierworodnych stworzeń, w tym dziecka samego faraona umożliwiła narodowi wybranemu opuszczenie Egiptu. I co ważne – podczas ostatniej plagi Bóg ocalił dzieci Izraelitów.
Zwyczaj ofiarowania pierworodnego syna w świątyni był jakby odwołaniem do tego zdarzenia, podziękowaniem Bogu za ocalenie. Większość żydowskich rodzin, żeby to uczynić udawała się do świątyni w Jerozolimie. Podobnie było z Józefem i Maryją.
Oni też chcieli dopełnić prawa, chcieli ofiarować swojego syna Bogu.
Zapewne nie wiedzieli, że ich przybycie będzie tak ważnym wydarzeniem dla człowieka
o imieniu Symeon. Czy wyróżniali się czymś szczególnym, że ich zauważył? Zapewne nie – byli skromni i ubodzy, a ich przyjścia do świątyni nie ogłosił anioł, nie było gwiazdy
ani głosu z nieba. A mimo tego Symeon wiedział, że dzieciątko które zobaczył jest tym, którego oczekiwał:
„[…]moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
światło na oświecenie pogan
i chwałę ludu Twego, Izraela”.
Dlaczego wiedział kim jest to maleństwo, mimo że było jak wiele innych dzieci i dla większości nierozpoznane?
Symeon był człowiekiem modlitwy. Mężczyzną pobożnym i ufającym w wierność Boga. Umiał słuchać i rozpoznać natchnienie, jakie otrzymał od Ducha Świętego. Dlatego mógł wziąć w swoje ramiona Boże Dzieciątko.
Każdy z nas może odnaleźć Jezusa i każdy może być Symeonem. Ktoś mógłby powiedzieć: „to nie takie proste, On sam nie umiałby rozpoznać Go, gdyby nie natchnienie Ducha Świętego”. Tak, to prawda – nikt sam nie umie rozpoznać Boga. Ale każdy z nas może się modlić do Ducha Świętego, o natchnienie, które w tym pomoże. I wtedy tak jak Symeon będziemy mogli przeżyć radość, spełnienie, pokój i wytchnienie.