Język dobrego wychowania


„Posługujemy się językiem dobrego wychowania. Mówimy coś miłego, czego nie czujemy. Do czego to prowadzi? Zaczynając od komplementu, pochlebstwa możemy skończyć na fałszu i oskarżeniach.”

Te słowa skierował do nas jakiś czas temu papież Franciszek. Nie dają mi spokoju. Nie wiem, czy zacytowałam je dosłownie, ale zależy mi na ogólnym ich przekazie.
Wracam do nich często. Najczęściej wtedy, kiedy słucham rzeczy, z którymi się nie zgadzam a milczę, kiedy rani mnie ktoś, z kim wolałabym żyć w zgodzie, więc tylko się uśmiecham, kiedy przytakuję komuś, od kogo jestem w jakiś sposób zależna, choć wolałabym powiedzieć mu prosto w oczy moją prawdę. Czasem wtedy, kiedy nie chcę, nie mam siły walczyć, kiedy przekładam tzw. święty spokój nad moje racje. I kiedy uśmiecham się do ludzi, po to, żeby uważali mnie za miłą, a nie za „Polskę walczącą”. Tak, komplementy też mówię. Bywa, że przemyślane, żeby się przypodobać i bywa tak, że niejako z rozpędu – powszechne. Chwalę, bo wszyscy chwalą; lubię, bo nie wypada nie lubić; potulnie przyjmuję, bo tak jest wygodniej. Momentami wydaje mi się, że mówię to, co chcą usłyszeć inni. Dlaczego? Bo chcę być miła, chcę się przypodobać, bo tak zostałam wychowana. Nie ja jedna. Tak się wychowuje dzieci: bądź miły, uśmiechaj się do pani, lepiej się nie odzywaj, nie nadstawiaj głowy, przemilcz, przeczekaj …. Chyba wszyscy to znamy.

Czy jest mi z tym dobrze? Dziś wiem, że nie. Zrozumiałam, że każdy ukryty bunt, przemilczana niezgoda, każda niewypowiedziana złość, to tak naprawdę początek osobistego dramatu. Początek walki z moim wewnętrznym „ja” i zalążek depresji, która bazuje na żalu nie tyle do świata o to, że jest zły, co na żalu do siebie. O co? O to, że nie powiedziałam bliskiej osobie jak bardzo mnie rani, szefowi, że nie zgadzam się na jego oszustwa, pani w szkole, że swoim słownictwem gorszy dzieci, znajomym, że są pysznymi snobami i pozerami, „komuś”, że to co robi to po prostu kradzież. O to, że ukrywałam myśli, uczucia dla zadowolenia innych albo ze strachu przed odrzuceniem. Jestem na siebie wściekła. Jestem zła, bo odkryłam w jakiej wielkiej niezgodzie z samą sobą żyję.

Pytanie teraz, co mam zrobić z tą swoją złością? Jak mam żyć, żebym mogła patrząc w lustro powiedzieć „Tak, to ja. Prawdziwa ja”?

Odpowiedź przyszła z internetu. Przez nieprzypadkowy zapewne przypadek trafiłam na kazanie ks. Piotra Pawlukiewicza, w którym mówił o gniewie. I wszystko w logiczny sposób zaczęło się układać. Po pierwsze dowiedziałam się, że mam prawo do gniewu. Dziwne, prawda? Mało tego, dowiedziałam się, że gniew jest dobry, pochodzi od Boga. Co więcej – jest biblijny. Gniewali się prorokowie Mojżesz, Amos, Jeremiasz i gniewał się sam Jezus. Gniew był krzykiem, który pochodził z bólu, z wnętrza. Mnie też boli, więc ja też mogę się gniewać. A nawet powinnam. Mam prawo w ten sposób wyrażać swoją złość, bezsilność po to, żeby nie doprowadzić do „duchowych wrzodów”, jak to ładnie ujął ks. Pawlukiewicz, a w konsekwencji do depresji.
Problem polega tylko na tym, żeby nauczyć się ten gniew oswajać. To ja mam nad nim panować, nie on nade mną. Mój oswojony gniew ma mnie prowadzić do szczęścia, ma mi pomóc wyrazić moją niemoc tam, gdzie zawiodą inne środki, kiedy nie mam siły na walkę, tłumaczenie. Nie może on oczywiście przybrać formy obrażania się, izolowania, czy zamknięcia na drugą osobę. To ma być mądry gniew, który będzie naszym oczyszczeniem, środkiem, który pozwoli na bycie w prawdzie ze samym sobą. Tłumiony „ból duszy” bowiem, jakim jest właśnie gniew spowoduje w nas jeszcze większą złość i niezadowolenie. Bunt, który się pojawi będzie skierowany nie tylko przeciwko przyczynie gniewu, ale zniszczy nas samych. Ukrywana niezgoda na życie wbrew przekonaniom, przeciwko sumieniu otworzy drogę depresji.

Teraz wiem, że muszę nauczyć się mówić językiem prawdy a nie „dobrego wychowania”. I muszę pozwolić mojemu gniewowi wyrazić wewnętrzny ból.
Czy chcę być miła? Tak, ale przede wszystkim chcę być prawdziwa. I chcę kochać siebie, bo tylko wtedy będę mogła kochać innych. Dziś to wiem. I zrozumiałam, że najprawdziwsza droga do życia w zgodzie z samym sobą to ta, na której będę umiała skorzystać ze słów „niech wasza mowa będzie tak tak, nie nie …….”.

Ten wpis został opublikowany w kategorii krok po kroku, czyli wszystkie wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.