Rzecz o zaufaniu

„Ci, co zaufali Panu, odzyskują siły
Otrzymują skrzydła jak orły, biegną bez zmęczenia”

Wczoraj, podczas porannej eucharystii papież Franciszek przypomniał nam jak to jest z tym zaufaniem do siebie. „Człowiek, który pokłada nadzieję w sobie, w swoim majątku czy ideologii, skazany jest na nieszczęście. Ten natomiast, kto ufa Panu, wyda owoc nawet w czasie suszy”.

Czy ufam? Ależ oczywiście, że tak. Przecież jestem wierząca, praktykująca, modląca się itd. Przecież staram się jak mogę. Czy aby na pewno? Zagłębiam się w siebie … Czy aby na pewno??? Nie wiem.

Jakoś tak się złożyło, że ostatnio kilkakrotnie „wpadały” w moje ręce artykuły mówiące o dziesięcinie. Tej biblijnej, realizowanej tu i teraz, w codziennym życiu. Spotykałam się z ludźmi, którzy miesiąc po miesiącu, do skarbonki odkładają dziesięć procent swoich dochodów po to, żeby oddać Bogu to, co jest mu należne. Jak mówią, to jest tylko 10%, bo zatrzymują 90%. Na co przeznaczają pieniądze? Na potrzeby Kościoła: Domowy Kościół, parafię, cele misyjne, dzieła miłosierdzia. To nie są pieniądze oddawane z łaski, z tego co zbywa. Jest to świadoma decyzja okazania Bogu wdzięczności za to, że pieniądze są, że możemy zarabiać i cieszyć się dobrem, które przecież pochodzi od Niego. To dzięki Jego łaskom, zdrowiu, talentom możemy mieć to wszystko, co jak nierzadko nam się wydaje, po prostu nam się należy. I tym ludziom pieniędzy nie brakuje. Zaufali.

Pewien ksiądz, jako przykład działania tego zaufania i jego efektów opowiedział historię, której był niejako świadkiem. Rzecz miała miejsce we Włoszech. Będąc klerykiem dostał zadanie znalezienia sponsorów mogących wesprzeć pewien cel. W swoich poszukiwaniach trafił do człowieka będącego właścicielem fabryki makaronu. Jak się okazało, bankrutującego właśnie zakładu. Z rozmowy wynikało, że nie mógł nic zaoferować. I z racji swojego stosunku do kościoła nawet nie chciał. Ale nawiązała się rozmowa. Na tyle długa i sympatyczna, że w momencie pożegnania przyszły kapłan otrzymał czek. Kiedy spojrzał na niego, zaskoczony zapytał, czy nie nastąpiła pomyłka? W odpowiedzi usłyszał, że nie. Wyjaśniając darczyńca powiedział, że te pieniądze jemu już nie pomogą. Jeśli jednak mogą pomóc innym, chętnie je odda. Były to właściwie ostatnie pieniądze jakie posiadał. Dość duża kwota, jednak zbyt mała, żeby ratować upadającą fabrykę.

To nie koniec historii. Miała i właściwie ma ciąg dalszy.
W niedługim czasie skontaktowała się z klerykiem matka właściciela. Okazało się, że bardzo krótko po tamtym spotkaniu do jej syna zgłosił się ktoś z olbrzymim zamówieniem. Na tyle dużym, że pozwoliło to fabryce „odbić się od dna”. Nawiązała się współpraca, dzięki której zakład przetrwał, ludzie utrzymali pracę, a ich pracodawca po dziś dzień cieszy się zyskami. I z pełnym zaufaniem oddaje Bogu to, co jest mu należne.

Słuchając tej historii pomyślałam, że ten człowiek podjął ogromne ryzyko. Tylko, czy to było ryzyko? Przecież „ci, co zaufali Panu odzyskują siły. Otrzymują skrzydła jak orły”. Bóg wielokrotnie dał dowód na to, że opiekuje się  tymi, którzy oddają mu wszystko. Czego więc brakuje mi? Chyba odwagi, żeby całkowicie zaufać Jemu. Wciąż zbyt mocno ufam sobie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii krok po kroku, czyli wszystkie wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na Rzecz o zaufaniu

  1. misjonarz pisze:

    To ja znowu się sprzeciwię :-), eee żartuję, ale ogólnie nie popieram dziesięciny, z prostego powodu, jest odgapiona od „braci odłączonych”, chociaż być może jej dawanie lub nawet ściąganie już nie. Jednak nie o dziesięcinie, o zaufaniu. Tak mówił o zaufaniu do św. s. Faustyny Jezus:
    „1448* Pisz, mów o moim miłosierdziu. Powiedz duszom, gdzie maja szukać pociech, to jest w trybunale miłosierdzia367; tam są najwięk­sze cuda, które się nieustannie powtarzają. Aby zyskać ten cud, nie trzeba odprawić dalekiej pielgrzymki ani też składać jakichś zew­nętrznych obrzędów, ale wystarczy przystąpić do stóp zastępcy mo­jego z wiarę i powiedzieć mu nędzę swoje, a cud miłosierdzia Boiego okaże się w całej pełni. Choćby dusza była jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku już nie było wskrzeszenia, i wszystko już stra­cone – nie tak jest po Bożemu, cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całek pełni. O biedni, którzy nie korzystają z tego cudu miłosierdzia Bożego; na darmo będziecie wołać, ale będzie już za późno.”

    Tak samo nie trzeba jakichś ofiar, żeby uzyskiwać „cud Miłosierdzia”, wystarczy proste westchnienie Jezu Ufam Tobie i akt woli „chcę Twojego Miłosierdzia”, aby ono mnie oczyściło (oczyszczało z grzechów) i wtedy dokonuje się (dokonują) NAJWIĘKSZE CUDA. Nie deprecjonuję innych cudów, ale największy cud to szczera i dobrze odbyta spowiedź św.
    Wiemy jednak, że jest z tym problem i są wciąż problemy, bo ludzie nie umieją się spowiadać, albo traktują ten sakrament „po macoszemu”. Nie sposób tutaj opisywać problemów, jakie ludzie mają ze spowiedzią św. ale są one dosyć powszechne.
    Jak czytam fora internetowe, to wciąż przejawiają się podobne wątki a ludzie wciąż mają problemy ze swoją wiarą i z sakramentami. Nieodpowiednie traktowanie sakramentów przyczynia się znowuż do różnych: schizm, herezji, apostazji i odejść z kościoła całych wspólnot. Osobiście uważam, że będzie tego więcej, ponieważ ludzie w wierze „jadą na emocjach” a skąd inąd wiadomo, że one się wyczerpują i powstaje pustka z którą ludzie sobie nie radzą.
    Jeszcze o jednym, ale lubię obserwować. Na „ewangelizacji Krakowa”, była również spowiedź św. lecz jaka ? Nie uwierzę, że ludzie dobrze się spowiadali w czasie, gdy z głośników leciała głośna muzyka a „liderzy uwielbienia” wciąż coś „nawijali na całe gardło”. Nie uwierzę, że Ci ludzie potrafili się skupić i dobrze odbyć tę spowiedź i nie uwierzę, że Ci, którzy np. przyszli tam z grzechami ciężkimi, wszystkie je wypowiedzieli. A więc takie spowiedzi pogłębiają tylko problem, więc nie przyczyniają się do wzrostu duchowego. No i co ?, kto to zauważa, lub zauważył ? Myślę, że wąską grupa ludzi a pozostali nie widzą w tym problemu a tak bardzo na prawo i lewo często mówi się o zbiorowych nawróceniach. Cóż jednak znaczy owo nawrócenie ? Myślę, że takiej refleksji mało kto się poddaje.
    Na dzisiaj dość, pozdrawiam – Janusz (trochę czepiający się szczegółów – „upierdliwy”), ale misjonarz :-).

  2. Ania pisze:

    Prosze ksiedz a czy podczas Eucharysti gdy ludzie sie sprowiadaja i np w tym czasie organista gra i śpiewa caly Kościół ludzi ,jest możliwe by odbyć dobra spowiedz?albo gdy w dni wyznaczone stoi sznureczek ludzi przed konfesjonalem a spowiednik spieszy sie by zdążyć wszystkich wyspowiadac ?mysle ze czepia sie ksiadz jak zwykle charyzmatykow.a największym charyzmatykiem jest sam Jezus i to on rozdziela te charyzmaty.ewangelizacje te przyciągają ludzi podobnie jak za Jezusem szły tłumy.a ksiadz tymi wywodami przypomina mi faryzeuszy.pozdrawiam.

  3. Ania pisze:

    I jeszcze jedno.dlaczego posadza ksiadz o emocjonalizm ?przeciez ewangelizatorzy nie szukają emocji dla samych emocji ale głoszą Jezusa ktory nie jest jakąś bozią ale żywym człowiekiem.i spotkanie z Jezusem wywołuje silne emocje a nade wszystko radość.a przynajmniej tak być powinno.cala Ewangelia to nie jakaś tam doktryna i teoria ale samo życie.i znaki mocy Bożej.A ci którzy boja sie cudów Jezusa boja sie tez Jezusa cudów.

Możliwość komentowania została wyłączona.