Timszel, możesz. Masz moc zmienić swoje postępowanie, swoje życie. Wszystko zależy od Ciebie. Tyko podejmij decyzję, że chcesz.
Od pewnego czasu mam manię prześladowczą. Prześladują mnie słowa. Całe zdania, wątki z Pisma Świętego. Jest to bardzo przyjemna mania. Skłania do rozmyślań, skupienia się na sobie, tym czego chcę, jaka jestem, czym chcę się kierować w swoich wyborach. Takie wsłuchanie się w siebie i właściwie poznanie siebie. Takiej prawdziwej „ja”. Niesamowite doświadczenie. Chyba nigdy nie byłam ze sobą tak blisko.
Ale wracając do słowa. Było ono na początku i było początkiem wszystkiego, jak wielokrotnie już słyszeliśmy. Dziś uświadamiam sobie, jak wielką ma moc. Tworzy wiedzę, oświeca nasze umysły, łączy ludzi. I to nie w przenośni, ale w pełnym tego słowa znaczeniu. Słowem można w sobie rozkochać, ale tez zranić i zrazić na całe życie. Można zbudować przyjaźń i można spowodować, że już nigdy nikt nie będzie chciał słyszeć naszych słów. I nie jest przenośnią ani tym bardziej jakąś fikcją stwierdzenie, że słowo jest stwórcą i stworzeniem.
Każda myśl „pomyślana” ma szansę rozwinąć się i zacząć naprawdę żyć dopiero wtedy, gdy przybierze postać słowa wypowiedzianego. Nabiera wtedy kształtu, wyrazu, realnego działania. Wielokrotnie było tak, że pewne sprawy, marzenia ukryte gdzieś we mnie urealniały się wtedy, kiedy miałam odwagę „przemówić”.
Podobnie rzecz się ma do słów, które padają gdzieś obok mnie. Może i bezpośrednio do mnie, ale nie zawsze umiem je usłyszeć. Wtedy, kiedy jednak „oplatają” mnie z różnych stron i nabierają mocy, to w końcu trafiają bezpośrednio do serca. I tam kiełkują, dojrzewają i mam nadzieję, że zaowocują. Zupełnie niedawno zrozumiałam, co znaczą słowa: ”Rozważała je w sercu”. Tak, zdecydowanie moje serce stało się miejscem, gdzie rozważam, gdzie „układają” się myśli i zapadają decyzje. Rozum owszem, podpowiada, ale myślę, że jest on odpowiedzialny za wiedzę, za mądrość zaś odpowiada serce. W każdym razie tak jest w moim przypadku.
Tak było też ze słowem timszel. Zanim go poznałam byłam chaosem. Pogubiona we własnych myślach, pragnieniach i poszukiwaniach. Nie umiałam znaleźć swojej drogi, bo tylko słuchałam, nie słysząc w zasadzie. Wszystko kłębiło się w moich myślach, a osaczony rozum nie umiał ogarnąć tego, czego ja nie umiałam nazwać. Skoro nie umiałam nazwać, nie mogłam też podejmować decyzji. Taka nieumiejętność podejmowania decyzji to tak naprawdę strach przed zrobieniem jakiegokolwiek nowego kroku. Powoduje, że człowiek nie jest wstanie iść do przodu. Nazwałam to, przyznałam się przed sobą i przed innymi, że błądzę. Drepczę w kółko i nie wiem czego chcę. Jest takie zdanie, które otworzyło mi oczy: „ Jeśli nie wiesz dokąd zmierzasz, każda droga zaprowadzi cię donikąd”.
To też „tylko” słowa, ale zakiełkowały i zrozumiałam, że mają w sobie ogromną mądrość.
I zaczęło się poszukiwanie kolejnych słów, rozważanie ich, szukanie sensu. Tego głębszego. Takiego, który można znaleźć dopiero wtedy, kiedy człowiek się nad tym słowem zatrzyma, rozważy je w sercu. O tych słowach trzeba też rozmawiać, dzielić się z innymi i razem odkrywać ich znaczenie.
Takim słowem, które zaczęło się przewijać wokół mnie i niemal wyznaczać moje kolejne dni stało się słowo możesz. Padało z różnych ust. Najpierw odbijało się ode mnie, później trafiło myśli i rozum próbował sobie z nim jakoś poradzić. By dzielny, analizował, porównywał i ocenił, że tak, faktycznie mogę. Dlaczego? Bo mogą też inni. A skoro oni, to dlaczego nie ja? W końcu słowo to trafiło do mojego serca. I stało się. Nie wiem jak to opisać. Całą sobą mogłam powiedzieć mogę. Naprawdę wiele mogę. Ale nie dlatego, że ktoś we mnie wierzy, że mnie o tym zapewnia, że to czy tamto umiem, mam wiedzę, doświadczenie, czy szczęście. Mogę, bo po prostu wierzę w to, że naprawdę mogę, bo mogę jest we mnie, jest moją siłą. I to mi wystarczy. Reszta jest do zdobycia, jeśli tylko zapragnę. I chociaż dalej szukam, bladzę i uczę się siebie, to już wiem, że dam radę.
Po prostu timszel…….