Prababcia Maria – niewiele wiem o jej życiu. Dopiero teraz zaczynam odkrywać historię, która poniekąd jest też i moją historią. Tym bardziej próbuję składać z małych puzzli obraz życia dziewczyny, która usłyszała „Talitha kum”.
Urodziła się 1 lutego 1884 roku, jako córka Franciszki i Jana Feliks. Wraz z rodzicami mieszkała w niewielkiej wtedy wsi na południu Polski. Utrzymywali się z prowadzenia gospodarstwa. Podejrzewam, że byli niczym niewyróżniającą się rodziną. Pracowici, pobożni, średniozamożni. Ich życie wyznaczały pory roku i praca na roli. Spokojne życie zaburzyła choroba Marii. Nikt nie wiedział, co się stało, ale młoda, około dwudziestoletnia dziewczyna przestała chodzić. Żaden z lekarzy nie umiał jej pomóc. Ból i niedowład nóg na stałe przykuł ją do łóżka. Lekarskie diagnozy nie dawały nadziei na to, że będzie mogła chodzić. Trudne to było niewątpliwie dla młodej dziewczyny, która musiała porzucić nadzieję na założenie własnej rodziny, urodzenie dzieci. Niełatwe zapewne było też dla jej rodziców. W gospodarstwie bowiem liczyła się każda para rąk.
Każdy dzień Marii wyglądał podobnie. Budziła się, gdy jej mama zaczynała krzątaninę
w kuchni, zasypiała, kiedy milkło życie w domu. Jej życie toczyło się w przykuchennej izdebce. Czy cierpiała z powodu swojej choroby? Nie wiem, ale zapewne tak, bo trudno sobie wyobrazić, żeby młoda dziewczyna chciała tak żyć. Wiem jednak, że dużo czasu spędzała na modlitwie i być może właśnie Bogu poświęcała tę chorobę.
Pewnego ranka Maria obudziła się z silnym przeświadczeniem, że nie jest w pokoiku sama. Otworzyła oczy i w nogach swojego łóżka zobaczyła jasną kobiecą postać, która powiedziała jej „Wstań”. Nie bardzo wiedząc, czy to sen, czy jawa Maria nie zareagowała. Po chwili usłyszała ponownie „Dlaczego leżysz? Wstań!”. Wtedy odpowiedziała „Nie wstanę,
nie mogę chodzić”. I ponownie kobieca postać odpowiedziała „Będziesz chodziła.
Złóż ofiarę Matce Bożej w Tarnowcu i będziesz mogła chodzić”. Jasna postać zniknęła.
Moja prababcia zdumiona słowami, które usłyszała przywołała swoją mamę, która w tym czasie przygotowywała już śniadanie i zapytała o to, kto ich odwiedził. Jednak mama, zaskoczona opowieścią zaprzeczyła jakoby miała miejsce jakakolwiek wizyta.
Co stało się dalej? Czym prędzej udano się do kościoła w Tarnowcu (dziś pobliska parafia)
i złożono ofiarę na mszę świętą w intencji uzdrowienia Marii. I stał się cud, choroba ustąpiła i nigdy już nie powróciła. Dziewczyna zaczęła znowu chodzić i zapomniała o bólu, jaki był jej udziałem. Założyła rodzinę i dzięki temu teraz mogę nazywać się jej prawnuczką.
Pamiątką tych zdarzeń jest stojąca do dziś w dawnym, przydomowym ogrodzie dziękczynna kapliczka, którą Maria ufundowała w imieniu i na prośbę swoich rodziców.
Opowieść o tych zdarzeniach przetrwała. Ja poznałam ją z ust mojej babci Janiny, która podobnie jak jej mama w pewnym momencie swojego życia doświadczyła cudu, o którym nie sposób nie opowiadać. Ale to osobna historia. A całość, to historia mojej rodziny, opieki Bożej Opatrzności i wielu cudów, które się działy i dzieją, bo niemal w każdym pokoleniu jedna z nas – kobiet tej rodziny słyszy z ust Boga „Talitha kum”.