Troje na drodze (a może czworo?)

Idę ulicą, a przede mną młoda dziewczyna. Rozmawia przez telefon i drugą ręka sięga
do torebki. Wypadają pieniądze (niemałe, co można poznać po kolorze banknotów). Chciałam zawołać, ale nie zdążyłam. Mężczyzna, który szedł między nami i równiez widział to, co ja niemal z doskoku chwycił banknoty i schował dla siebie. Zamurowało mnie
na kilka sekund, ale na szczęście mój początkowy szok szybko minął i zwróciłam się bezpośrednio do mężczyzny z prośbą (właściwie, to chyba z poleceniem) oddania pieniędzy dziewczynie. Udawał zdziwionego, ale moja błyskawiczna reakcja chyba trochę go zaskoczyła. To wszystko trwało kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund, więc udało się zawołać i zatrzymać dziewczynę. Była ogromnie wdzięczna. Komu? Oczywiście znalazcy, czyli panu, który chciał „zaopiekować się” jej pieniędzmi.

A we mnie wręcz wrzało. Byłam wściekła na niedoszłego złodziejaszka. Pełna pytań o to, jak tak można? Ale kiedy już trochę ochłonęłam, po prostu śmiałam się sama do siebie.
Bo jak widać Bóg naprawdę ma przedziwne plany i drogi dla nas. Mam nadzieję, że temu panu dał odczuć ile znaczy ludzka wdzięczność i jakie to wspaniałe uczucie móc dać komuś radość. Może więc i on coś z tej lekcji wyniesie 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii krok po kroku, czyli wszystkie wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.