Czy święci mają problemy?

Moje myśli krążą ostatnio wokół tych moich najbliższych, którzy już odeszli. Wciąż czuję ich troskę i opiekę, i uświadamiam sobie dziś, jak bardzo mnie kochali wczoraj.

Dziadek Eugeniusz, który mówiąc niewiele potrafił się przyznać, że każdego dnia modli się za nas wszystkich. Cieszył się nami. Widać to było w jego delikatnym uśmiechu.
Babcia Ola – nie umiała otwarcie przyznawać się do swoich uczuć, ale w jej gestach widać było to, co w rodzinie najważniejsze – miłość i troskę. Dziś, kiedy jej nie ma chyba jeszcze wyraźniej widzę jej oddanie.
Dziadek Józef pozostawił po sobie tyle ciepła w moim sercu… Byłam, nie, właściwie jestem nadal jego pierwszą wnuczką. Pierwszym dziadkowym kochaniem, po którym rodziły się kolejne.
Ania – mój mały aniołek, którego miłości nie zdążyłam poznać. Wiem, że mnie kocha –
po prostu wiem. Kiedyś opowie mi o tej miłości.
I jeszcze Babcia Malutka. Przychodziła zamieniać pieniądze. Wysypywała swoje grosiki
i prosiła, żeby zamienić „na stare”. Nie była moją babcią, ale „adoptowałam” ją, bo… Bo po prostu nie mogłam inaczej. Za każdy gest dobroci odpłacała takim spojrzeniem, po którym czułam się najważniejszą dla niej osobą.

Dziś nie ma ich obok mnie. Ale skoro tak kochali, to przecież tam gdzie są kochają równie mocno. A może nawet mocniej. Może pozbawieni swoich trosk jeszcze bardziej troszczą się o mnie. Moi święci, moi osobiści patronowie.
Wierzę, że osiągnęli upragnione niebo, tylko dręczy mnie myśl, czy moje kłopoty nie odbierają im radości wiecznej?

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii krok po kroku, czyli wszystkie wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.