Coraz więcej we mnie pokory. Tak bardzo się z tego cieszę! O ileż łatwiej żyć, kiedy
nie walczy się z wiatrakami, nie płynie pod prąd.
Nie, to nie jest tak, że położyłam się na wodzie i poddaję się nurtowi. Wciąż macham rękoma i to niestety niezupełnie równo. Dalej znosi mnie na różne strony i ląduję
w nieoczekiwanych miejscach. Ale już wiem, że to nie jest dobry sposób na życie,
bo niesamowicie bolą mięśnie i nie ma przyjemności z pływania.
Uczę się więc poddawać biegowi zdarzeń i … nadal ląduję nie zawsze tam, gdzie chciałam, ale przynajmniej nie czuję już tego spięcia spowodowanego forsowaniem pewnych pomysłów, własnych wizji. Poddaję się Jego woli, Jego planom, Jego proszę
o prowadzenie. I tak jest lepiej. Jak widać ten krzyż, który wziął na siebie, to nie tylko moje grzechy, ale również moje codzienne zmagania. Teraz, gdy potrafię już powiedzieć
„Ty się tym zajmij, Tobie oddaję moje smutki, Ty wyznaczaj mi cele i prowadź tam,
gdzie chcesz mnie widzieć” jest dużo, dużo łatwiej. Nie uwierzyłabym, gdybym sama tego nie odczuła.
I co prawda, trudno powiedzieć, że z takim podejściem, z takim zawierzeniem życie nagle staje się łatwiejsze i wszystko się układa. Ale wiem, że po prostu żyje się łatwiej. Mimo burz, sztormów, dołków. Mimo wszystko. Problemy nie znikają, nie pojawiają sie intratne propozycje ale ja jestem inna. Inaczej czuję, czekam, reaguję. Zmienia się percepcja. Pojawia się pokora, która daje spokój i wewnętrzną siłę.
Jest jednak coś, co nie daje mi spokoju. Coś, czego jeszcze nie mogę odnaleźć.
Jest to droga.
Kiedy mówię „Tobie powierzam mą drogę”, to jednocześnie proszę „Daj mi ją poznać. Daj mi odnaleźć tę drogę, którą dla mnie i tylko dla mnie przygotowałeś”.
Dzisiejsza ewangelia (Mt 16,13-19), to zasadnicze pytania: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? […] A wy za kogo mnie uważacie?”. Wiele razy słyszałam interpretacje tego fragmentu. Byłam skłaniana do zastanowienia się nad tym, co ja odpowiedziałabym, jakimi słowami określiłabym Jezusa, kim dla mnie jest? Dzisiaj natomiast uderzyło mnie coś zupełnie innego. To Jezus mówi Piotrowi za kogo go uważa: „Ty jesteś Piotr…” I dalej pokazuje mu swój plan wobec niego, to kim będzie, jaka będzie jego rola, jaką władzę posiądzie.
Ja też chciałabym usłyszeć podobne słowa: „Ty jesteś Dorota i mam wobec ciebie plan. Zobacz, pójdziesz tędy, zrobisz to…”
Wiem, że Bóg mówi mi to każdego dnia i prowadzi mnie tam, gdzie chce, żebym dotarła, ale wciąż wydaje mi się, że niezbyt dokładnie umyłam uszy. A może zbyt wielki szum robię wokół siebie i zagłuszam to co ważne?
Co mam zrobić? Nie chcę napinać mięśni i bezładnie machać rękoma. Chcę płynąć tam, gdzie powinnam dopłynąć. Chcę w sobie utrzymać ten spokój, który już powolutku się pojawia.
I dlatego też tak bardzo chcę usłyszeć.