„Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w Królestwie niebieskim”
Niby proste, a jednak….
Dzisiaj widziałam scenę, która rozjaśniła moje myśli i ich ciemności.
Bohaterkami były mama i jej córeczka – taka mniej więcej czteroletnia, a sama akcja rozegrała się podczas Eucharystii.
Mama siedziała w ławce, natomiast jej pociecha bardzo „aktywnie” uczestniczyła we mszy. Zwiedzała, oglądała i poznawała nowe osoby. Jednak co pewien czas wracała do ławki
po to, żeby usiąść obok mamy, żeby objąć ją i mocno ucałować. Za co? Za nic albo za wszystko. Tak bez konkretnego powodu, po prostu. Z miłości. Tę miłość widać było w jej gestach i na uśmiechniętej buźce.
Przyglądając się całej sytuacji pomyślałam, że to dziecko właśnie uczy mnie wdzięczności
i dziękczynienia.
Żyję własnym życiem, zwiedzam, poznaję, oglądam, uczę się, zdobywam. Ale raz na jakiś czas powinnam podejść, usiąść obok i podziękować. Za wszystko i za nic, tak po prostu. Moim rodzicom i Bogu.