„Słowa, którymi błagałam Boga, są następujące: „Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało
i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa,
za grzechy nasze i świata całego. Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas”.
Św. Faustyna Kowalska
Wileński klasztor Sióstr Miłosierdzia stoi między blokami i przedszkolem na wileńskim Antokolu. Trochę ukryty, jakby zapomniany. To właśnie w nim 13 i 14 września 1935 roku siostra Faustyna po raz pierwszy modliła się słowami Koronki do Bożego Miłosierdzia, które podyktował jej Pan Jezus. W „Dzienniczku” odnotowała to przeżycie następująco – „Z taką mocą wewnętrzną jeszcze się nigdy nie modliłam jako wtenczas”.
Mija właśnie 83 lata od tego wydarzenia. I patrząc z perspektywy czasu widać wyraźnie,
że było ono przełomem. Przypomniało i przybliżyło tajemnicę miłosierdzia. Zmieniło myślenie o Bogu, którego miłosierdzie daje nam dziś nadzieję i uwalnia
od lęku przed groźnym osądem, ale uczy też podobnej postawy wobec innych.
Siostra Faustyna była niezwykłym łącznikiem na drodze poznania tej tajemnicy.
Dzięki temu, że przede wszystkim w swojej pokorze chciała słuchać i przyjąć wszystko,
co przekazał jej Pan Jezus. A ponadto dzięki temu, że nie bała się podjąć zadania,
które jej zlecił. I chociaż spotkała się niejednokrotnie z niezrozumieniem, wyśmianiem
czy lekceważeniem, to jednak sprostała temu wyzwaniu, które powierzył jej Bóg.
Ona – skromna, cicha, pokorna, schorowana, niewykształcona zapewne nie mogła sobie nawet wyobrazić tego, co miało stać się później. Fali modlitwy, miłości i dobra, które popłynęło na cały świat. Jej „Dzienniczek” przetłumaczony został na wiele języków i dotarł do odbiorców na całym świecie.
Dla każdego z nas, tak jak dla św. Faustyny Pan Bóg ma specjalne zadania. Pytanie – czy chcemy znać Jego plany? Czy chcemy je usłyszeć, czy raczej wolimy działać po swojemu, bojąc się, że z tymi Bożymi wskazówkami będzie nam zupełnie nie po drodze? A może nie umiemy usłyszeć?
Wybierając nas do różnych zadań Bóg nie daje nic ponad nasze siły. Wszystko, co nam przeznacza jest „szyte na miarę”. Wiem jednak na własnym przykładzie, że Jego pomysły czasem trochę zagłuszam, twierdząc, że nie dam rady, wolę nie. Może jakiś plan „B”?
A czasem jest we mnie tyle hałasu, że nie potrafię usłyszeć tego, co On chce opowiedzieć.
O tym, gdzie chce mnie posłać, jakie drogi mi przygotował, dla kogo mam być wsparciem, komu podać dłoń, a komu przebaczyć.
Jestem pewna, że w podobny sposób Bóg mówi do każdego człowieka. To, czy usłyszymy jest tylko kwestią tego, ile jest w nas ciszy i wsłuchiwania się w tę ciszę, a ile hałasu
i chaosu, który powstaje na skutek forsowania własnych planów, braku ufności w Jego opiekę, zmagania się w samotności z przeróżnymi trudnościami i brakiem oddania wszystkiego Bogu. Czasem pozorna cisza też jest wewnętrzna burzą i wiele wysiłku potrzeba, żeby uspokoić serce. A to właśnie ono jest tym miejscem, gdzie najlepiej słychać – „Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2, 19),
gdzie można zrozumieć, uwierzyć, zaufać. W rozważaniu przychodzą odpowiedzi
na większość pytań.
Zastanawiam się, co by się stało, gdyby siostra Faustyna nie miała w sobie tej przestrzeni, gdyby nie usłyszała Bożego Głosu? Może jeśli ja przegapię, zagłuszę Jego słowa, umknie coś ważnego – coś, co mogłam zrobić ja i tylko ja, coś, co było moim zadaniem…
Droga do świętości wymaga odwagi oddania Bogu naszych zmagań, zmartwień i naszego walecznego rozpychania się łokciami w drodze do wybranego celu. Takiego „zaparcia się siebie”. A w zamian posłuchania i przyjęcia tego, co On chce do nas powiedzieć. Takiego przemyślanego „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha” (1 Sm 3,9). Święci nie są jakimiś dziwolągami oderwanymi od życia i problemów codziennych. Wyróżnia ich jednak to,
że pielęgnują tę przestrzeń, w której mogą usłyszeć głos Boga. I przede wszystkim chcą
go słyszeć i po prostu za nim pójść.
Wielkie dzięki siostro Faustyno!