Zajrzałam tam na moment i ugrzęzłam na dwie godziny. Rok po roku, miesiąc po miesiącu przeglądałam wszystkie wpisy i czytałam udostępnione posty. Odsłuchiwałam polubioną muzykę i na przemian śmiałam się, wzruszałam i zamyślałam. Przewertowałam tak kilka lat FB-owego życia. I co? Spodobało mi się. Polubiłam tę osobę, której życie oglądałam jakby wstecz. A jaka ona jest?
- Kocha dzieci. Jest wrażliwa na ich potrzeby i na krzywdę jakiej doświadczają.
- Sama jest jak dziecko. Potrafi śmiać się i bawić, całkowicie zapominając
o konwenansach :). - Uwielbia kolorową, roztańczoną starość. Taką bez metryki.
- Wierzy w dobre anioły i dobro w ludziach.
- Patrzy w przyszłość z nadzieją, a w każdym razie mocno się stara.
- Stawia sobie wyzwania i każdy nowy, nadchodzący rok wita nie tyle z listą rzeczy
do zrealizowania, co z pewnym przesłaniem. - Wiele rzeczy jej się udało, choć na co dzień tego nie zauważa. Ale Facebook, jak cierpliwy papier – przyjął i zapamiętał, a teraz przypomina.
- Kocha życie. Takie zwykłe, codzienne, z uśmiechniętą kawą w ulubionej filiżance.
- Zbiera „mądre myśli”, które są jak „przypominajki”. Stawiają do pionu i uwrażliwiają na to, co ważne, potrzebne, niepowtarzalne i budujące.
- Lubi słowa. Dzieli się nimi, ujawniając myśli zrodzone z wielu przemyśleń.
W moich myślach powstał portret z posklejanych obrazów, dźwięków i słów. Ładny.
Zajrzałam w przeszłość, która otworzyła mi oczy.
To ja, w każdym z tych punktów jestem ja. Wróciłam do siebie sprzed miesięcy i lat. Przypomniałam sobie, co mnie cieszyło kilka lata temu, z radością odkryłam, że zrealizowałam pewien plan, zrozumiałam, że ze wszystkich zmagań i wyborów powstała moja droga. Tylko moja, bez lęków o ocenę i opinię. Dokonałam dobrych wyborów…
I w jakiś cudowny sposób polubiłam samą siebie. To było jedno z najtrudniejszych moich życiowych wyzwań, ale chyba się udało.