– Wiki, powiedz coś o sobie. Jak minął dzień, co się wydarzyło – od początku.
Dziewczynka powoli, bardzo powoli, jak żółw ociężale próbuje powiedzieć cokolwiek. Kombinuje, bo nie wie, czego oczekujemy.
– No, byłam grzeczna… – to prawie szept.
– Grzeszna? – próbujemy żartować. Ale po drugiej stronie pojawia się konsternacja.
– Nie, no chyba byłam grzeczna.
– To spróbuj przedstawić siebie jak najlepiej. Powiedz o wszystkich dobrych rzeczach,
które się wydarzyły odkąd wstałaś, że np. wstałaś uśmiechnięta.
– ………..
– Spróbuj, to taka autoprezentacja, mów tylko o tym co było dobrego.
– Yyyyyyy…., ummmm….., no nie wiem…
Próbujemy inaczej:
– Czy uderzyłaś dzisiaj kogoś, obraziłaś słowem, podstawiłaś nogę?
– No, chyba tak…
Wika ma 11 lat. Wiele razy słyszała i wciąż słyszy, że jest głupia, beznadziejna, idiotka,
że jest świnią itp. Słyszy też wiele innych obraźliwych rzeczy, których z przyzwoitości tutaj nie przytoczę. I zaczęła w to wszystko wierzyć. Chociaż za każdym razem broni się przed tymi oszczerstwami (zresztą w podobny sposób), to gdzieś głęboko, na dnie jej jestestwa powstał zły obraz. Obraz kogoś, kto o sobie nie wie nic dobrego.
Zanim sama poznała siebie, już wiedziała jak widzą ją inni, choć ten obraz mocno mija
się z rzeczywistością. I przyjęła to, uwierzyła że taka właśnie jest. Takie „nic dobrego”.
Jak teraz to wszystko odwrócić? Jak zbudować prawdziwy obraz?
Długa droga przed nami. Bardzo długa, żeby pokazać temu dziecku, że jest w niej ogrom dobra, że jest piękna, wrażliwa, zdolna, delikatna, mądra.
Czas start, liczy się każda chwila, bo żeby osiągnąć efekt, trzeba będzie od nowa przepracować dotychczasowe 11 lat.
Jest to bardzo poważny i powszechnie występujący problem. Myślę, że nie da się go rozwiązać działaniami pojedynczych osób, lecz trzeba by gruntownie zmienić zasady działania szkoły. Ja też ukończyłem edukację z poczuciem „bycia beznadziejnym” w pewnych sprawach (na szczęście nie wszystkich) i dopiero potem, samodzielnie, doszedłem do prawdy.
Pozdrawiam.
To prawda, problem jest bardzo poważny. Pierwszym krokiem jest zauważenie go. A później mozolna, długa droga… mimo wszystko z nadzieją 🙂
Pozdrawiam
Niedawno siedziałam w restauracji z dziećmi. Przy stoliku nieopodal siedziała Mama z synkiem. Do naszego stolika docierały na przemian albo wulgarne syki: „Przestań jeść jak debil, rzygać mi się chce, jak na Ciebie patrzę!”, albo słodkie pochwały: „O tak, teraz ładnie jesz, nożem i widelcem, jak kulturalny człowiek”. Przyznam, że kompletnie nie wiedziałam, jak się zachować (czy reagować, a jeśli tak, to jak?). Do dzisiaj chodzi mi ten chłopiec po głowie. Co zostanie w jego sercu z takiej huśtawki? Słowa potrafią strasznie ranić.
Chyba najbardziej boli niemoc. Widziałam scenę, która aż fizycznie bolała. Mama z dwiema dziewczynkami. Do młodszej zwracała się z czułością, starszą „popychała” słowami: co robisz?, ale z ciebie łamaga!, policzę się z tobą w domu… . Było tego dużo i co tym bardziej przykre, młodsza doskonale odnajdywała się w sytuacji. Manipulowała faktami, skarżąc się na starszą. Nie sądzę, żeby była tam szansa na siostrzaną przyjaźń. Z czyjej winy?
Ale czy – Pani zdaniem – powinniśmy w jakiś sposób reagować na takie sytuacje? Czy to może pomóc, czy raczej – czego się bardziej obawiam – odbije się to jeszcze niekorzystniej na dziecku, które przecież, tak jak Pani opisała w tym pięknym wpisie „Pod prąd, ale z nadzieją”, zazwyczaj stoi murem za takim rodzicem? W tamtej restauracji moja reakcja była tylko taka, że pozwoliłam sobie wytłumaczyć moim dzieciom, że Pani nie powinna się tak brzydko zwracać do swojego synka i że nikt nie ma prawa obrażać dzieci niewybrednymi komentarzami.
Myślę, że Pani reakcja była najwłaściwsza. Tamtemu dziecku nie działa się bezpośrednia krzywda, więc jakakolwiek uwaga, choćby najcelniejsza i z dobrego serca byłaby zapewne źle odebrana. Tak sobie teraz dumam, że gdybyśmy znały te mamy lepiej, choćby z piaskownicy, to możliwe byłoby odniesienie się do własnego przykładu np. „udało mi się wypracować z moimi dziećmi to, czy tamto poprzez okazywanie im szacunku, pochwały i konsekwentne, spokojne tłumaczenie”. Może takie uwagi czy przykłady zadziałałyby w oczekiwany sposób. Bezpośrednie wytknięcie błędów, to raczej pewna porażka. Jak z doświadczenia wiemy, każdy rodzic jest przekonany, że jego metody wychowawcze są najlepsze 😉 . Pozdrawiam serdecznie!