Jeżeli dajesz komuś coś licząc na zysk, albo przynajmniej na to, że otrzymasz w zamian
coś o podobnej wartości to handlujesz. Nawet jeśli to tylko handel wymienny. Jeśli jednak nie liczysz na odpłatę – jesteś darczyńcą. A twoja postawa to dobroczynność. Niby subtelna różnica, bo przecież w obu tych przypadkach masz gest, ale można byłoby przy tej okazji pokusić się o pytanie – kogo chcesz uszczęśliwić? Siebie, czy drugiego człowieka?
„Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci,
ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili,
i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych,
chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć”.
W pierwszym odruchu, po przeczytaniu tego fragmentu nasunęła mi się myśl – głodnych nakarmić. Jeden z uczynków miłosierdzia czyli sprawa oczywista. I tak naprawdę nie wymagająca wiele trudu. Można przygotować paczkę, albo wrzucić coś do koszyka Caritasu tuż przed świętami, wysłać przelew czy dobroczynny SMS. Jedno kliknięcie, jeden kilogram cukru więcej do zapłacenia w moim koszyku i mam czyste sumienie. A jednak pojawiła się myśl, że to chyba wszystko.
I usłyszałam „ZAPROŚ”. Zaproś wykluczonych, a będziesz szczęśliwy… .
Zaprosić, to najpierw dostrzec, wyciągnąć rękę, zapragnąć przebywania z kimś. Zobaczyć
w drugim człowieku po prostu człowieka. Nie bezdomnego, biednego, kalekiego,
czy po prostu innego, ale CZŁOWIEKA. Nie widzieć jego brudu, ułomności, braków
ale zauważyć jego godność. Spojrzeć z miłością i bez oczekiwań. Zaprosić, to też usiąść przy jednym stole, ramię w ramię, jak równi sobie.
Jest taka inicjatywa mieszkańców Krakowa – „Zupa na Plantach” (dziś mająca wiele „sióstr” w innych miastach). Polega ona na gotowaniu dla bezdomnych i wychodzeniu
z tym jedzeniem na ulicę. I znów wydawać by się mogło, że istota tego działania to zapewnienie ludziom szczególnie ubogim ciepłego posiłku. Tak, racja. Ale jest w tym
coś jeszcze. Coś o czym mówią sami organizatorzy – zupa jest pretekstem do spotkania,
do porozmawiania, poznania historii bezdomności. Jest okazją do zrozumienia, że każdy bezdomny ma imię, ma godność i może mieć nadzieję. Nadzieję, którą rodzi nie tyle talerz zupy, co podająca go ręka.
Tak to jest z tym zaproszeniem. Kłóciłabym się jednak z Panem Jezusem w jednej kwestii – w tym, że ci wspomniani przez Niego ubodzy, ułomni, chromi i niewidomi, czy też inni – choćby bezdomni nie mają nic, czym mogliby się odwdzięczyć. Mają – radość w oczach obdarowanego buduje serce darczyńcy. I jest niesamowitą siłą napędową do dalszego działania.
Handel – zapłata natychmiast lub w przewidzianym terminie i określonej wysokości.
Dobroczynność – brak zapłaty.
Jest jeszcze coś pomiędzy, kiedy nie przewidujemy terminu i wysokości zapłaty, ale liczymy na wdzięczność i nie robienie nam świństw.
Wyobraźmy sobie, że komuś pomogłem, a potem on na mnie doniósł o jakąś bzdurę i miałem problemy. Pomogłem bezinteresownie, nie przewidując ani wymagając zapłaty, ale donosiciel jest winny niewdzięczności – mam prawo mieć do niego pretensje oraz zażądać zapłaty za to, co zrobiłem.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam.
Ale przecież tym tekście nie o to chodzi…