Zysk dzięki mamonie

Jakiego rządcy szukałabym, gdybym posiadała ogromny majątek? Takiego, który kocha pieniądze, a nie szanuje człowieka, czy takiego, dla którego człowiek jest zawsze ważniejszy niż mamona? Służyć Bogu nie mamonie, to przecież także służyć człowiekowi,
w którym mieszka Bóg.

Był raz pewien biskup, który niemal wszystko co miał oddawał biednym. Zrezygnował
z mieszkania w pałacu po to, by znaleźli w nim miejsce chorzy a całe swoje wynagrodzenie za pracę dzielił między potrzebujących. Mieszkał skromnie, jadał prawie jak żebrak,
pod peleryną ukrywał zniszczoną sutannę. Nie miał prawie nic. Jedynym bogactwem materialnym, które posiadał i do którego miał wielką słabość były srebrne nakrycia stołowe, łyżka wazowa i dwa srebrne lichtarze, bo jak twierdził, trudno byłoby mu odzwyczaić się od jadania na srebrze. I był to jedyny luksus na jaki sobie pozwalał.
Pewnego dnia ten dobry i pobożny człowiek przyjął pod swój dach złodzieja, byłego galernika, człowieka pogardzanego przez niemal wszystkich, których spotykał w swojej wędrówce po wsiach i miastach. Nakarmił go i zapewnił nocleg, nie pytając o nic. Tej samej nocy został okradziony z sześciu srebrnych nakryć. Złodzieja niemal natychmiast złapano
i postawiono przed biskupem. Lecz ten przed żandarmami wyznał, że sam obdarował swojego gościa dobrami. Mało tego, dołożył jeszcze srebrne lichtarze i kazał sprawcę puścić wolno.

Ta historia, to opis fragmentu powieści V.Hugo „Nędznicy”. Nie jest ona zapewne prawdziwa, ale otwiera oczy na to, o czym słyszymy w dzisiejszej Ewangelii. Biskup
jest tu jakby zarządcą – jak sam podkreśla, nic z tego, co posiada nie należy do niego,
ale do Boga i najbiedniejszych. A jednak dzieli to, czym zarządza pomiędzy tych, których spotyka. O ile są to uczciwi biedacy, to łatwo to zrozumieć. Ale czy obdarowanie złodzieja
i uchronienie go od kary jest godne pochwały? Czy to kłamstwo, którego dopuścił się biskup i sprezentowanie złodziejowi lichtarzy było dobrym zarządem?
Trudno ten gest zrozumieć, ale dalsze losy byłego galernika pokazują, że to co się stało
było nie tylko aktem miłosierdzia ze strony Ekscelencji, ale też momentem zwrotnym
w jego życiu. Biskup zobaczył w nim człowieka i nazwał swoim przyjacielem, bratem. Puszczając go wolno poprosił, by wykorzystał srebra do stania się dobrym człowiekiem.
I to był początek przełomu w życiu byłego galernika. Skorupa nienawiści do świata narosła
przez lata zaczęła pękać, a kolejne zdarzenia w życiu tego człowieka spowodowały chęć przemiany życia. Mamona przyczyniła się do pozyskania przyjaciela – przyjaciela dla Boga, bo biskup, jak sam stwierdził wyrwał duszę tego człowieka duchowi zatracenia i oddał właśnie Bogu.
Czy Stwórca mógłby mieć za złe swojemu zarządcy taki gest, taki sposób zarządzania jego majątkiem?

***

Po napisaniu tego co powyżej czułam, że czegoś mi brakuje. Stąd też druga część… .

Próbując zrozumieć Ewangeliczną prawdę o niegodziwej mamonie stanęłam przed pytaniem: dlaczego nazywamy ją niegodziwą? Nie będę tutaj przytaczała wszystkich ścieżek, którymi próbowałam iść. Jednak chcę napisać o tej, którą odnalazłam i którą najbardziej rozumiem. Może przez to, że czułam ją intuicyjnie nie umiejąc zdefiniować
a może dlatego, że nie wprowadza żadnego zamętu myślowego w odniesieniu do innych fragmentów Ewangelii.
Sięgnęłam trochę do klasyki i spróbowałam zrozumieć czym jest godziwość. Odnalazłam
ją w tradycyjnej definicji dobra, a właściwie w podziale dobra według klasycznej etyki. Dzieli ona dobro na: BONUM HONESTUM – dobro obiektywne, godziwe, dobro osoby będące celem samym w sobie; BONUM DELECTABILE – takie, które ma być przyjemnością samą w sobie, ma dostarczać przyjemność; BONUM UTILE – mające być środkiem do osiągnięcia wyższego dobra, dobra godziwego.
W swoich poszukiwaniach zatrzymałam się na ostatnim, na „bonum utile” czyli na tym,
co może nam pomóc osiągnąć dobro godziwe. Co to może być? No właśnie, tu pojawiają się schody, bo w ocenie tego co dobre a co nie, godziwe czy też nie możemy się zaplątać jeśli nie staniemy przed konkretem. Skupię się więc na tym, co stało się moim wyzwaniem – na mamonie. Czy spełnia ona kryterium dobra? I tak i nie. Jeśli będzie celem sama w sobie,
to zapewne nie. Jeśli jednak pomoże w osiągnięciu dobra osoby (bonum honestum), dobra godziwego to jak najbardziej. Tak stało się we wspomnianej wcześniej historii biskupa
i złodzieja. Kosztowności darowane temu drugiemu stały się zalążkiem zmian, początkiem czegoś dobrego. Dlaczego więc mamonę Pan Jezus nazywa w swojej przypowieści niegodziwą?
Zaryzykowałabym stwierdzenie, że określenie to jest tylko przeciwwagą dla określenia „godziwy”. Mamona nie jest godziwa (czyli jest niegodziwa) przez to, że nie jest Bonum Honestum  (dobrem godziwym). Czy jest przez to zła? Nie, ona po prostu nie spełnia kryterium dobra obiektywnego.
Żeby lepiej to zrozumieć, poszukałam podobnych odniesień w otaczającej nas rzeczywistości. Gromadzimy wokół siebie mnóstwo przedmiotów. I tak na przykład zagospodarowując przestrzeń mieszkalną kupujemy łóżko, lodówkę, pralkę, stół i krzesła. Te wszystkie rzeczy pełnią funkcję użyteczną. Ale wzbogacamy tę przestrzeń również innymi rzeczami, takimi jak obrazy, kwiaty, bibeloty, zdjęcia. One nie są użyteczne (czyli
są nieużyteczne), ale przecież nie są przez to złe. W dalszym ciągu są dla nas dobrem.
Tak więc przyjmując rozróżnienie: użyteczne i nieużyteczne (czyli te, które nie są użyteczne), możemy również mówić o rzeczach godziwych i niegodziwych (tych, które nie są godziwe). W obu przypadkach te z przedrostkiem „nie” nie są złe. Pełnią po prostu inną rolę.

Czy tak rozumiana mamona może być użyta przez nas do pozyskiwania przyjaciół?
Jeśli tak mówi Pan Jezus, to wierzę, że tak jest. Ale nie ukrywam, że zrozumienie tego zajęło mi lata 🙂 .

*zdjęcie – Pixabay

Ten wpis został opublikowany w kategorii krok po kroku, czyli wszystkie wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.