Wdzięczność bywa drogą do świętości

Bakhita nie pamiętała swojego prawdziwego imienia – nazwali ją tak handlarze niewolników. Jako kilkuletnia dziewczynka została przez nich porwana z rodzinnej wioski w Sudanie. Będąc niewolnicą była bita, poniżana, tatuowana na znak przynależności
do właściciela, głodzona. Przeszła przez piekło, które może złamać każdego. Kajdany i targi niewolników śniły jej się do końca życia. Wszystko to jednak znosiła z niezwykłą pokorą.
Wielokrotnie sprzedawana trafiła w końcu do rodziny włoskiego konsula i została opiekunką jego córki. Wraz z nią została umieszczona w szkole dla dziewcząt prowadzonej przez Siostry Kanosjanki. Tam poznała Boga i jak mówiła – zakochała się w tym,
do którego zawsze tęskniła, choć w ogóle nie znała. Nie wiedziała o Jego istnieniu,
a jednak w głębi siebie czuła, że On jest. Została ochrzczona, przyjęła I komunię świętą
i bierzmowanie. Wielokrotnie widziano ją całującą chrzcielnicę, która była w jej odczuciu miejscem spotkania Boga. Konsekwencją tej miłości i determinacji było wstąpienie
do Zgromadzenia Córek Miłosierdzia, Służebnic Ubogich, Kanosjanek. Jej przemienione życie przepełnione było dziękczynieniem. I choć do końca życia cierpiała z powodu przeżyć wczesnego dzieciństwa, to jednak przebaczyła tym, którzy skazali ją na wieloletnie cierpienie. A w sercu czuła wręcz ogromną wdzięczność wobec swoich oprawców:

„Gdybym spotkała tych handlarzy niewolnikami, którzy mnie porwali,
a także tych, którzy mnie torturowali, uklękłabym przed nimi
i ucałowałabym im ręce, ponieważ gdyby się to wszystko nie wydarzyło,
nie byłabym teraz ani chrześcijanką ani zakonnicą…”

Bakhita (siostra Józefina) zmarła w opinii świętości i wkrótce też została nią ogłoszona. Patrząc na jej życie można odnieść wrażenie, że była jak trędowaty Samarytanin.
Umiała dziękować i to właśnie wdzięczność uzdrowiła jej serce. Ta wdzięczność była wyborem, dzięki któremu stał się cud.

„(…) Czy się nie znalazł nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec?”
Do niego zaś rzekł: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Łk 17,11-19)

Boże, gdy kończy się dzień, tak trudno mi okazać wdzięczność. Zmęczenie odbiera mi siły, czasem ogranicza mnie jakaś złość i bardziej mam ochotę krzyczeć niż dziękować.
Ale chcę Ci dziękować. Chcę to robić już o poranku, kiedy jeszcze nie wiem jaki masz wobec mnie plan i z ufnością stawać przed tym, co chcesz mi dać. Chcę z ufnością dziękować Ci za to, co się dopiero wydarzy, za tych, których spotkam, za to, czym chcesz mnie doświadczyć, za Twój plan wobec mnie. I za to, czego na razie nie rozumiem.

*zdjęcie – Pixabay

Ten wpis został opublikowany w kategorii krok po kroku, czyli wszystkie wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.