Są w naszym życiu takie sytuacje i chwile w których nagle uświadamiamy sobie,
że nie zrobimy już ani kroku dalej, że stoimy przed ścianą własnej bezsilności. I przychodzi wtedy potrzeba wołania o pomoc. Nie każdy to potrafi. A właściwie można by powiedzieć,
że niewielu potrafi. Dlaczego? Różne są powody. Wydaje się, że proszenie o pomoc prawie zawsze obnaża naszą słabość. A my nie lubimy jej okazywać. Wolimy być postrzegani jako silni, samodzielni, zaradni i przebojowi. Lubimy uznanie i boimy się litości. Ale bywa i tak, że boimy się odrzucenia, przez co również upokorzenia. Dlatego też czasem jest pozornie łatwiej trwać w cierpieniu niż zmierzyć się z niewiadomą tego, co stanie się jeśli poprosimy.
Czy można jednak nauczyć się prosić? Można. Dzisiejsza Ewangelia pokazuje nam sytuację niemal skrajną. Oto wdowa – kobieta, której sytuacja w czasach Chrystusa
trudna była do pozazdroszczenia. Zdana na łaskę lub niełaskę krewnych, żyjąca właściwie bez większych praw przychodzi do sędziego, żeby prosić go o pomoc, o obronę. Trafia
do człowieka o zimnym sercu. Takiego, który ani Boga się nie boi, ani z ludźmi nie liczy. Wydawałoby się, że sytuacja już na starcie jest przegrana. I tak to zresztą się zaczyna – sędzia nie chce pomóc wdowie. Ona nie zniechęca się jednak i z cierpliwością, wręcz naprzykrzając się trwa w swojej prośbie. Jest wytrwała, chociaż niejeden na jej miejscu zraziłby się odmową i stracił wiarę w to, że uda mu się osiągnąć cel. A ona nie ustaje. Dlaczego? Zapewne dlatego, że wie, że sama nie da rady. I ufa, że jest ktoś większy
i mocniejszy od niej, ktoś kto może wiele. Kto może jej pomóc.
Uzmysławiam sobie, że to wszystko, co zaprezentowała swoją postawą wdowa z dzisiejszej Ewangelii to cechy takiej modlitwy, o której mówi Pan Jezus.
„Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść o tym,
że zawsze powinni się modlić i nie ustawać.”
Czyż nie takiej właśnie modlitwy chce Bóg? Modlitwy wytrwałej, cierpliwej, pełnej ufności. Takiej, w której będziemy wciąż wołać do Niego i prosić, żeby był z nami, bo jesteśmy jak ta wdowa – potrzebujemy Jego opieki, łaski, obrony i umocnienia. Potrzebujemy Go,
bo sami jesteśmy słabi, niedoskonali i niesamowystarczalni, choć czasem może nam się wydawać, że jest inaczej. Lecz to przecież oddanie całej tej naszej niemocy Bogu jest sednem prawdziwej z Nim relacji. A uznanie, że sami bez Niego nie możemy nic jest gwarancją Jego obrony.
- zdjęcie – Pixabay
Z drugiej strony mamy ograniczony czas, żyjemy jakieś 75-85 lat i koniec. Uważam zatem, że jeżeli coś „nie idzie” przez jakiś czas, to nie należy przesadzać z cierpliwością, lesz poszukać pomocy gdzie indziej, inną metodą, lub spróbować się bez tego obejść.
Pozdrawiam.
Przeczytałam gdzieś takie zdanie: „Cierpliwość ma moc odmienić świat naszej duszy” i zgadzam się z nim. Bycie cierpliwym nie utrudnia życia a wprost przeciwnie. Cierpliwość wraz z ufnością tworzą duet, dzięki któremu łatwiej uporać się z życiem 😉