Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak ten celnik

Dziś będzie smutna historia.

W pewnej malutkiej wiosce mieszkała kobieta, która dokonała aborcji. Nie zrobiła tego
dla kariery, figury czy lepszego życia. Nie miała nastu lat i wiedziała, jaki czyn popełniła.
Ta decyzja jednak niemal od razu odbiła się na jej psychice. Zdruzgotana tym co się stało, w koszmarnej boleści, w żałobie, wręcz szalejąc z żalu poszukała kapłana i wyspowiadała się z grzechu, jaki popełniła.
Trafiła na spowiednika, który widząc jej rozpacz czuł, że jej grzech miał długą historię i nie mylił się. Poprosił kobietę, żeby opowiedziała o swoim życiu i o tym, co skłoniło ją do tego czynu.
Okazało się, była żoną alkoholika, człowieka znęcającego się nad rodziną. Mieli razem dziewięcioro dzieci. Najmłodsze z nich było jeszcze malutkie. Picie, awantury, bicie
i poniżanie jej i dzieci było codziennością. W domu panowała ogromna bieda. To nie były czasy wsparcia socjalnego dla rodzin, więc utrzymanie takiej gromadki było ogromnym wyczynem. Wyczynem matki, bo ojciec nie poczuwał się do odpowiedzialności. Sam obojętny na sprawy rodziny, roszczeniowy i bezlitosny dla najbliższych obarczał żonę winą za liczbę potomstwa i biedę. Każda ciąża była przez niego bezlitośnie napiętnowana, każde dziecko jeszcze przed urodzeniem odrzucone.  Był katem dla swojej rodziny a jednocześnie zastraszył wszystkich do tego stopnia, że bali się odejść wiedząc, że w groźbach zemsty jest wiarygodny – zdolny do czynów najgorszych. Kolejna, dziesiąta ciąża była dla kobiety dnem rozpaczy. Była przerażona. Nie chciała jednak dokonywać aborcji. Szukała wsparcia w każdym, komu miała odwagę powiedzieć o swoim stanie. Niestety nie znalazł się nikt, kto zechciałby w jakikolwiek sposób jej pomóc. Spotykała się raczej z ubolewaniem
i komentarzami, że lepiej byłoby dla niej i dla dziecka, gdyby się nie urodziło. Poszła jednak do lekarza. I to był kolejny cios. Ginekolog znając jej wiek i stan zdrowia powiedział wprost, że może nie przeżyć tej ciąży. Doradził zabieg. Rozpacz, przerażenie i brak nadziei popchnęły kobietę w kierunku aborcji.

Usłyszałam tę historię wiele lat temu, ale wciąż nie mogę jej zapomnieć. Dziś po raz kolejny wróciła w moich myślach. Tym razem za sprawą przypowieści o faryzeuszu
i celniku. Dlaczego? Dlatego, że kiedy ją usłyszałam, pomyślałam, że nigdy nie postąpiłabym tak jak ta kobieta, że nie jestem taka jak ona. Ja – faryzeusz patrzyłam na nią z poczuciem wyższości, z pozycji osoby, która kocha bardziej, jest wierna przykazaniom – nie jest taka jak celnik. W swoich myślach stawiałam prawo przed człowiekiem i ufałam sobie, że jestem sprawiedliwa.

Pan Jezus zadedykował tę przypowieść tym „co ufali sobie, że są sprawiedliwi”. Powiedział więc ją do mnie. I zrobił to słowami, pomiędzy którymi jeszcze dziś słyszę pytanie osoby, która opowiadała przytoczoną historię  – „kto był prawdziwym sprawcą aborcji?”.
Bardzo łatwo być sędzią. Nierzadko stajemy się nim próbując odnieść czyny innych do wyobrażeń o naszych własnych postawach. Oczywiście siebie oceniając lepiej. Wiemy doskonale, jak zachowalibyśmy się w podobnych okolicznościach, zapominając, że każdy ma własne buty.  I tylko wejście w byty innego człowieka mogłoby pokazać, którą drogą pójdziemy. Cała historia każdego grzechu znana jest tylko Bogu i może się okazać, że nasz własny, malutki jest cięższy od tych obcych – od grzechów celnika.

Ten wpis został opublikowany w kategorii krok po kroku, czyli wszystkie wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.