Przed drzwiami supermarketu stała staruszka. Patrząc na taflę szkła była lekko zmieszana – oczami szukała klamki. Nie mogła jej odnaleźć i zatroskana myślała, że nie wejdzie, że nie zrobi koniecznych zakupów. Przechodzący mężczyzna widząc jej zakłopotanie zapytał, jak może pomóc. Gdy już dowiedział się o co chodzi powiedział: „Wystarczy zrobić krok – jeszcze jeden krok”. I kiedy ta pani go zrobiła, drzwi rozsunęły się samoczynnie.
Dlaczego ta historia łączy się z przypadkiem Zacheusza? O tym za chwilkę.
Dziś w Ewangelii historia Zacheusza – człowieka, który szukał Pana Jezusa. Dlaczego? Najwyraźniej miał taką potrzebę, skoro on – zwierzchnik celników, człowiek na stanowisku narażając się na śmieszność wdrapał się na sykomorę. Nie miał pewności, czy nie straci swej pozycji, ale mimo wszystko zrobił ten ryzykowny krok, żeby spotkać Jezusa. Czy go znalazł?
„Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”
To, co dzisiaj mocno mi wybrzmiało, to właśnie to zdanie – „Syn Człowieczy przyszedł szukać tego, co zginęło”. Co znaczy dokładnie tyle, że szuka tego, co już kiedyś do Niego należało i z różnych powodów zaginęło. Szuka każdego z nas. Szukał też Zacheusza. I tak naprawdę zupełnie nieistotne było to, czy ten celnik był małego czy dużego wzrostu, czy wszedł na drzewo, czy też wolałby raczej stać w tłumie lub przepychać się wołać „Jezusie, ulituj się!”. Znaczenie miało natomiast to, że Zacheusz zrobił krok. Ten krok, który został zauważony przez Pana Jezusa jako akt woli. Chęć spotkania Go, zmiany życia, przylgnięcia. Odnalezienie nas przez Boga jest zależne właśnie od takich kroków. Czasem od jednego, czasem trzeba ich zrobić kilka, żeby otworzyły nam się drzwi do innego życia.
*zdjęcie Pixabay