Przyzwyczajeni do pewnych wyobrażeń, a co za tym idzie – pełni ograniczeń myślowych, najczęściej nie potrafimy wyobrazić sobie tego, jak może działać Duch Święty. Jest to tym trudniejsze, że On działa jak chce, gdzie chce i czuwając nad nami do każdego przemawia indywidualnie. Do każdego innym językiem. Żeby to działanie odkryć, trzeba Go przyjąć
i jednocześnie pozwolić na to, żeby działał mocą darów, jakie dla nas przeznaczył.
Bo jak mówił ks. Sopoćko: „Bóg nigdy nie krępuje wolnej woli człowieka i jeżeli chce
mu łask swoich udzielić, wymaga, by człowiek sam łask tych zapragnął…”.
„Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy,
są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.
Słowa skierowane do uczniów zawsze wydawały mi się bezpośrednią dedykacją
dla kapłanów. Bo to przecież przez ich posługę w konfesjonale Bóg odpuszcza grzechy tym, którzy chcą się z Nim pojednać. I tak oczywiście jest. Ale dziś jeszcze jedna myśl zaświtała
w mojej głowie po przeczytaniu tych słów. Taka, że to przesłanie jest także dedykowane
dla mnie.
Wielokrotnie zostałam zraniona. Obrażona słowem, obelgą czy fałszywą oceną. Każdorazowo łączył się z tym pewien ból, który zagnieżdżał się w myślach, a czasem w całym ciele odbierając siły, chęć do działania i radość. Rany, które powstawały w wyniku takich zranień trudno było unieść i zachować w sobie pogodę ducha (no właśnie – ta gra słów może być pięknym odwołaniem do Ducha Świętego). Oprócz tych osobistych odczuć, uraza i żal rodziły niechęć do sprawcy. Trudno było nawet myśleć o przebaczeniu.
I zapewne nie byłoby ono możliwe, gdyby nie „zawiał wiatr”, gdyby nie pojawił się Duch, gdybym nie zechciała go przyjąć… .
„Weźmijcie Ducha Świętego”. Decyzja o Jego przyjęciu jest w takich chwilach lekarstwem na obolałe serce i duszę. To właśnie On uzdalnia nas do odpuszczenia grzechów,
czyli do przebaczenia. Dzięki Jego pomocy możemy uleczyć naszą duszę z nienawiści
i złości, uwolnić się od chęci odwetu i ponownie wprowadzić w nasze życie harmonię.
A przy okazji dostrzec, że ten, kto nas krzywdzi najczęściej sam jest mocno zranionym człowiekiem.
„I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami,
tak jak im Duch pozwalał mówić”. (Dz 2,4)
Tak, duch Święty ma moc, by nauczyć nas innego język. Czasem bardzo niezrozumiałego dla otoczenia – języka miłości. I czasem nawet nas samych może zdziwić to, jak i co potrafimy powiedzieć, jeśli tylko pozwolimy, by On nam podpowiadał.