„Niepojęta Trójco, niewysłowiona…” (J 3,16-18)

Nieumiejętność czy też niemożność pojęcia tajemnicy Trójcy Świętej dostarczała powodów do rozmyślań niejednemu świętemu i niejednemu grzesznikowi. I mimo upływu lat i zmian jakie zachodzą wokół nas, mimo większych możliwości poznawczych tajemnica wciąż pozostaje tajemnicą.

Kiedyś przeczytałam opowieść dotyczącą świętego Augustyna, a właściwie jego przygody, która była dopełnieniem poszukiwań, jakie wiódł przez lata, żeby możliwie najdogłębniej poznać Trójcę Świętą.
Otóż św. Augustyn (354 – 430), biskup Hippony, ojciec i doktor Kościoła miał kiedyś sen. Przechadzał się w nim po brzegu morza zagłębiony w rozmyślaniach. Idąc spotkał na plaży chłopca, który muszelką czerpał wodę i przenosił ją do zrobionego w piasku zagłębienia.
Bawiące się dziecko w pewnym momencie powiedziało do biskupa: „Prędzej ja przeleję morze do tego dołka, niż Ty Augustynie zrozumiesz tajemnicę Trójcy”.
Inne źródła podają, że słowa te nie były słowami chłopca, ale przyszły one do głowy samemu świętemu, gdy zobaczył tę zabawę. Ale nie to jest istotą. Ważne jest to, że mimo ogromu poszukiwań i dociekań oraz poświęconym temu latom, Augustyn nie był w stanie odgadnąć na czym polega tajemnica Trójcy. Jej jedność i zarazem osobność.
Zresztą sam święty kończąc wieloletnią pracę nad traktatem „O Trójcy” w pokorze przyznał: „W tym wszystkim, o czym tak wiele mówiłem, nie śmiem uznać, żebym powiedział coś, co by było godne tej najwyższej i niewyrażalnej Trójcy. Raczej wyznaję,
że to przedziwne poznanie przewyższa moje siły”.

Dziś, mimo upływu lat i mimo coraz szerszego dostępu do wiedzy, badań wciąż stoimy w tym samym miejscu, co Augustyn. Poznanie, czy raczej próba poznania tajemnicy Trójcy Świętej przewyższa siły każdego z nas. Tylko, że tak naprawdę Bóg nie oczekuje od nas tego, że Go poznamy, bo zna nasze ograniczenia i słabości. I wie, co jesteśmy, a czego nie jesteśmy
w stanie osiągnąć. Ale oczekuje naszej gotowości do poznania, naszego „credo”. Bóg chce abyśmy chcieli w Niego uwierzyć.

„Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał,
aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.”

Choć to też może wydawać się niepojęte, to w przyjęciu tej prawdy pomaga optyka miłości. Bo tylko kochając można ofiarować tak wiele.
Taka miłość, pełna i nieskończona uczy przebaczać i cierpliwie czekać. Bóg oczekuje nas
i nie potępia, ale daje kolejne szanse na to, byśmy chcieli uwierzyć w Jego miłość, żebyśmy pragnęli zbliżyć się do Niego mimo, że tak niewiele rozumiemy.
Bo jak to pięknie ktoś powiedział „Bogu nie chodzi o ludzi. Bogu chodzi o człowieka”.
O każdego z nas.

Ten wpis został opublikowany w kategorii krok po kroku, czyli wszystkie wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.