Tacy sami

To był dzień I Komunii Świętej J. I uroczysty dzień dla wszystkich naszych dzieci. Dziewczynki pomogły nakryć do stołu, którego dekoracja wręcz uwodziła bielą
i delikatnym różem kwiatów. Z kuchni roznosił się po domu zapach rosołu.
Przed wyjściem niemal z każdym musiałam przedyskutować strój (bo każdy nastolatek sam najlepiej wie, jak powinien wyglądać). Ale udało się i wszyscy pomaszerowaliśmy
do kościoła z poczuciem, że godni z nas goście.
D. z aparatem na szyi dokumentował wszystko, żebyśmy mogli później powspominać
i „dooglądać” to, co być może umknęło. A z całą pewnością umknęło właśnie mi, dlatego,
że na moich kolanach prawie całą Mszę Św. pochrapywał nasz najmłodszy chłopczyk.
Była nas spora gromadka, ale chyba nie wyróżnialiśmy się w kolorowym tłumie gości. Wszak wszystkie rodziny tego dnia były duże.
I niby wszystko przebiegało pięknie – tak jak dokładnie miało być. A jednak pojawiła się rysa, która jak nóż wbiła się w moje serce i jeszcze w kilka innych serc.

Pod koniec Mszy Św. ksiądz chciał podziękować rodzicom dzieci za pomoc i udział
w przygotowaniach do uroczystości. I właściwie nawet podziękował, ale zapragnął przypomnieć im jeszcze jak ogromna jest ich rola w wychowaniu młodego pokolenia. Wychwalał dobroczynny wpływ domu i obojga rodziców, po czym padły słowa o tym,
że żadna placówka ani Dom Dziecka nigdy dobrze nie wychowa dzieci. I że takie wychowanie to już nie to… .
To nie był potrzebny komentarz. Brakło subtelności i wyczucia chwili, w której jedno
z „tych” dzieci stało przed nim w białej sukience… .
Żałuję, że ksiądz nie widział min i spojrzeń naszych dzieci. Jego słowa mocno zabolały.
I żałuję, że nie było go u nas na wspólnym świętowaniu, kiedy przy stole jedna z dziewcząt wracając do tych słów zapytała drżącym głosem:  „Czy my jesteśmy gorsi? W czym jesteśmy gorsi? Czy jesteśmy niewychowani?”.

Nie jesteście gorsi. Macie marzenia i plany jak każdy z nas. Macie swoje kłopoty i chwile zwątpienia. Często macie też za sobą historie, których nie udźwignąłby niejeden dorosły.
A mimo to potraficie z tym żyć, walczyć o siebie.  Potraficie, jak każde dziecko zaczarować świat swoim uśmiechem i skraść nasze dorosłe serca. Jesteście najlepszą wersją samych siebie. Najlepszą, jaka w danym momencie waszego życia jest możliwa.
I tylko wy wiecie ile was to kosztuje.
A ja marzę o tym, żeby nigdy żadne z was nie musiało wątpić w to, że jest wspaniałe.
I żeby żadna stygmatyzacja nie wyrządziła wam kolejnej krzywdy.

Ten wpis został opublikowany w kategorii krok po kroku, czyli wszystkie wpisy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.